Kulki pełne dobrej energii
- 200g nerkowców
- 200g świeżych daktyli
- skórka otarta z jednej pomarańczy
- 3 łyżeczki kakao
Po Świętach zostało mi ponad pół kilograma kapusty kiszonej i jakoś nie miałam ochoty na zjadanie jej na surowo, a kapusta z grzybami już mi się troszkę znudziła. Mogłam zrobić kapuśniak, ale na to też nie miałam ochoty. I nagle olśnienie – kotlety z kiszonej kapusty! Jadłam takie już gdzieś kiedyś, czemu nie spróbować zrobić ich właśnie teraz? Znalazłam kilka przepisów, jednak jeden wydał mi się najbardziej interesujący – praktycznie sama kapusta, trochę mąki, bułka. I tak – bez jaja się trzyma! 😉
Oryginalny przepis znajduje się na blogu ekopowidła.
Składniki:
Przygotowanie:
Kapustę przełóż do miski, posyp cukrem i zostaw na kilka minut. Po tym czasie odciśnij kapustę i posiekaj ją. Podejrzewam, że posypywanie cukrem można pominąć, ale odciskania kapusty już nie. Dodaj mąkę i bułkę – ja użyłam starej, kompletnie wysuszonej ciabatki, którą namoczyłam w wodzie, odsączyłam i rozdrobniłam palcami. Dodaj kminek, sól i pieprz, wszystko dokładnie wymieszaj – najlepiej dłonią i formuj okrągłe kotleciki. Smaż na rozgrzanej patelni na oleju.
Ja oczywiście zjadłam je same, ale spokojnie mogą być daniem obiadowym – zjedzone z ziemniakami i jakąś surówką. Albo w bułce, jako wegetariański burger. A w zasadzie wegański, bo przypadkowo kotlety są daniem całkowicie roślinnym :).
Zaskakują smakiem, ale są przepyszne! Polecam bardzo.
Proszę Państwa, to coś obłędnie pysznego i zaskakująco łatwego do zrobienia. Tylko dwa składniki (lub trzy). Do tego blender, pergamin i nóż. I już. W parę chwil masz pyszne i zdrowe surowe batony wegańskie z daktyli i nerkowców.
A dokładnie, to: weź tyle samo daktyli i nerkowców, do tego odrobina jagód goji, wrzuć wszystko do blendera i zmiksuj wszystko razem. Rozdrobnione daktyle i orzechy wyciągamy z pojemnika blendera i ugniatamy jak masę na kruche ciasto – do połączenia składników. Mój blender nie daje rady zmiksować wszystkiego na gładko. I dobrze, dzięki temu mam w batonach kawałeczki orzechów, a masa nie jest jednolita. Masę „rozpłaszczamy” na desce wyłożonej pergaminem/papierem do pieczenia – na wysokość ok 0,5-1 cm. Można przygnieść i wyrównać drugą deską, też z papierem. Schłodź w lodówce przez co najmniej godzinę i dopiero wtedy pokrój. Dlaczego papier/pergamin jest ważny? Bo jedną stronę ma taką bardziej śliską, dzięki czemu masa nie przykleja się do papieru. A schłodzona masa lepiej się kroi i trzyma. Dlatego batony przechowuj w lodówce. Ja każdy batonik zawijam w kawałek papieru, dzięki czemu szybko mogę zabrać taki batonik ze sobą do pracy—po prostu otwieram lodówkę i pakuję zawijasek do torebki/kieszeni. Nie wiem, jak długo takie batony można przechowywać – ale myślę, że lepiej zrobić mniej niż więcej. Zawsze można zrobić znowu. Albo, gdy zrobiliście za dużo – podzielcie się z kimś, kogo lubicie 🙂
Na 12 batoników potrzeba:
Świeże dojrzałe daktyle są dużo lepsze od tych suszonych, bo są bardziej miękkie i łagodne. Gdy masz twarde suszone daktyle, możesz je na chwilę namoczyć, ale na niezbyt długo. I trzeba je porządnie odsączyć. W przeciwnym razie uzyskasz rzadką glamdzię, pyszną, ale batonów z niej nie będzie.
Tażin lub też tadżin, (tagine/tajine) – danie kuchni marokańskiej gotowane w specjalnym naczyniu ze stożkową pokrywką z otworkiem. Tradycyjne naczynia zrobione są z gliny, ale w sklepach można spotkać też zrobione z innych materiałów – żeliwne, ceramiczne, stalowe… Moje naczynie jest gliniane, dość duże – przygotowane danie wystarczy dla 4-5 osób. Korzystam z niego na kuchence gazowej.
Danie przygotowane w takim naczyniu jest niezwykle aromatyczne i robi się prawie samo, tzn. gdy już wszystko pokroimy, wymieszamy i nakryjemy stożkowatą pokrywką. Koniecznie musi mieć otwór, przez który ulatnia się para (uwaga, parzy! 😉 ) Gotujemy na bardzo małym ogniu.
Poniżej przedstawiam przepis na tażin warzywny. Z cynamonem, kminem rzymskim, imbirem i kolendrą. Fantastyczne, rozgrzewające danie! Oczywiście, jeśli nie macie specjalnego naczynia, możecie przygotować takie danie w garnku z grubym dnem albo nawet w piekarniku.
Składniki:
Przygotowanie:
Gdy prawie dwa lata temu na blogu My new roots pojawił się przepis na „chleb zmieniający życie”, wszyscy oszaleli na jego punkcie. Wtedy pomyślałam, że też muszę spróbować, tym bardziej, że akurat miałam w domu wszystkie składniki. Zrobiłam raz – nie wyszedł. To znaczy był pyszny, ale się rozpadał. Za jakiś czas zrobiłam drugi raz – to samo. Kurczę, pomyślałam, może coś robię nie tak? Do następnej próby podeszłam inaczej – użyłam sporo mielonego siemienia lnianego i mielonej babki płesznik. I to było to! Tak więc, jeśli tak, jak ja, próbowaliście i Wam nie wychodziło, to może właśnie dlatego, że w oryginalnym przepisie nie ma mowy o mielonym siemieniu. To właśnie ono skleja masę i trzyma chleb w całości.
W oryginalnym przepisie są płatki owsiane, które uwielbiam i rzeczywiście, idealnie pasują do takiego chleba, ale pomyślałam, że może spróbować zrobić inną wersję tego chleba i zamiast płatków owsianych użyć kaszy jaglanej. I przyznam, że kasza jaglana sprawdza się tu znakomicie. Jeśli jednak wolicie użyć płatków owsianych, przedstawiam też składniki z oryginalnego przepisu. Tylko pamiętajcie o użyciu mielonego siemienia 🙂
Zwiększyłam trochę proporcje składników, bo z mojej formy, która jest dość szeroka, chleb wychodził bardzo płaski. Po zwiększeniu jest troszkę wyższy 🙂
Chleb upiekłam w silikonowej formie o wymiarach 11 x 20 x 6 cm, ale zwykła keksówka powinna też być ok.
Składniki:
Przygotowanie:
Wymieszaj suche składniki w misce, dodaj kaszę jaglaną, syrop daktylowy, wodę i olej kokosowy. Porządnie wymieszaj. Powinno powstać gęste ciasto. Najlepiej przełóż od razu do prostokątnej formy, w której będziesz piec chleb (możesz ją uprzednio natłuścić, ja swojej silikonowej nie natłuszczałam). Dobrze ugnieć masę w formie, żeby po upieczeniu chleb się nie rozpadał. Jeśli zostawisz chleb w misce na długo, zanim przełożysz go do formy, może być trudno go później przełożyć do formy. Masę odstaw na jakieś 2 godziny, żeby się dobrze skleiła. Piecz w piekarniku w temperaturze 170 stopni. Po około 20 minutach wyjmij chleb z formy, odwracając ją do góry nogami – powinien wyjść bez problemu, i piecz przez następne 40 minut. Jak sprawdzić, czy się dobrze upiekł? Postukaj, powinien wydawać głuchy odgłos. I teraz najważniejsza i najtrudniejsza część, jak zauważa autorka oryginalnego przepisu – chleb należy porządnie wystudzić zanim się go pokroi. Jest to trudne, ale niezbędne – inaczej chleb będzie się rozpadał. Do krojenia należy użyć ostrego noża.
Oczywiście, można część pestek słonecznika zastąpić pestkami dyni, a zamiast orzechów laskowych można użyć migdałów lub innych orzechów. Jednak lepiej nie rezygnować z mielonego siemienia. Mielone siemię lniane można kupić w aptekach lub sklepach – mało który blender poradzi sobie z tak drobnymi płaskimi ziarenkami. Autorka bloga My new roots zwraca uwagę na to, że użycie babki płesznik również jest konieczne. Bez problemu można ją kupić w stacjonarnych lub internetowych sklepach ze zdrową żywnością, często można spotkać też błonnik witalny, który jest mieszanką łusek babki płesznik i nasion babki jajowatej – też można go wykorzystać.
Dziś zostałam zapytana o koszt takiego bochenka – policzyłam i nie jest to chleb tani, jeden bochenek to około 10-12 złotych. Ale zaręczam, że jest pyszny i można się najeść już dwiema kromkami. No i dodatkowo jest bezglutenowy 🙂
Mimo wszystko, wychodzi taniej niż z piekarni.
Przepis oryginalny:
Składniki:
Przygotowanie – jak opisałam powyżej.