Zaznacz stronę

Kulki pełne dobrej energii

Jakiś czas temu opublikowałam przepis na batony daktylowo-nerkowcowe. I dzisiejszy przepis jest wariacją na temat tych batonów – tylko tym razem w formie kulek. Kulki mają tę przewagę nad batonami, że wychodzi ich więcej i są takie w zasadzie na jednego kęsa. Albo na dwa, zależy od wielkości kulki. Takie kulki są idealne, gdy macie ochotę na coś słodkiego. Są całkowicie naturalne, a słodkość pochodzi tylko z daktyli. Są pyszne, lekko czekoladowe…  Mmmm… Kulki można zapakować w mini papilotki, wyglądają wtedy bardziej elegancko i profesjonalnie 😉 Składniki:
  • 200g nerkowców
  • 200g świeżych daktyli
  • skórka otarta z jednej pomarańczy
  • 3 łyżeczki kakao
Przygotowanie: Do przygotowania potrzebne będzie, podobnie jak w przepisie na batony, tyle samo nerkowców i świeżych daktyli (suszone daktyle też mogą być, tylko trzeba je najpierw namoczyć, żeby były bardziej „plastyczne” i żeby łatwiej było je zmiksować). Do tego trochę kakao. I skórka otarta z pomarańczy (opcjonalnie). Miksujemy w blenderze, najpierw orzechy, później dodajemy daktyle i skórkę pomarańczową, na koniec dosypujemy kakao. Miksujemy pulsacyjnie, masa jest gęsta i czasem trzeba sobie pomóc łyżką. Gdy wszystkie składniki będą zmiksowane, przekładamy je do miski i dłońmi jeszcze ugniatamy, jak ciasto. Miskę z masą chowamy do lodówki na min. 30 minut, żeby masa trochę się schłodziła. Po tym czasie łyżeczką do herbaty nabieramy masę i dłońmi formujemy kulki. Od Was zależy, jakiej wielkości kulki powstaną. Ja chyba najbardziej lubię takie nieduże, o średnicy 1,5 cm. Gotowe kulki znów wstawiamy do lodówki. Istnieje niebezpieczeństwo, że za każdym razem, gdy otworzycie drzwi, będziecie sięgać po kulkę – na wszelki wypadek przechowujcie kulki w zamkniętym pojemniku. 😉 Wychodzi 40-45 małych kulek.  

Koktajl z masłem orzechowym

Odkąd zepsuł mi się piekarnik, jakoś nie mam nastroju na gotowanie. Zresztą na pewno zauważyliście ciszę na blogu. Wybaczcie. Postaram się jednak jakoś uaktywnić, bo przecież bez piekarnika da się żyć 😉

Zatem przedstawiam koktajl: pyszny, kremowy, gęsty i pożywny. I zupełnie przypadkiem całkowicie wegański. Zdecydowanie może wystąpić na śniadaniu w roli głównej. Nie trzeba dosładzać, bo banany są słodkie. Ale jeśli ktoś chce więcej słodyczy, to można dodać kilka daktyli albo łyżkę syropu z agawy lub klonowego.

Dla 2 osób potrzebne będzie:

  • 1,5 szklanki mleka roślinnego, np. sojowego
  • 2 banany
  • 2 czubate łyżki masła orzechowego
  • 2 łyżki wiórków kokosowych
  • 2 łyżki nasion szałwii hiszpańskiej (chia)

Wszystko zmiksować w blenderze. Przelać do szklanek. Pić ze smakiem 😉

Daktylowo-nerkowcowa słodycz

Proszę Państwa, to coś obłędnie pysznego i zaskakująco łatwego do zrobienia. Tylko dwa składniki (lub trzy). Do tego blender, pergamin i nóż. I już. W parę chwil masz pyszne i zdrowe surowe batony wegańskie z daktyli i nerkowców.

A dokładnie, to: weź tyle samo daktyli i nerkowców, do tego odrobina jagód goji, wrzuć wszystko do blendera i zmiksuj wszystko razem. Rozdrobnione daktyle i orzechy wyciągamy z pojemnika blendera i ugniatamy jak masę na kruche ciasto – do połączenia składników. Mój blender nie daje rady zmiksować wszystkiego na gładko. I dobrze, dzięki temu mam w batonach kawałeczki orzechów, a masa nie jest jednolita. Masę „rozpłaszczamy” na desce wyłożonej pergaminem/papierem do pieczenia – na wysokość ok 0,5-1 cm. Można przygnieść i wyrównać drugą deską, też z papierem. Schłodź w lodówce przez co najmniej godzinę i dopiero wtedy pokrój. Dlaczego papier/pergamin jest ważny? Bo jedną stronę ma taką bardziej śliską, dzięki czemu masa nie przykleja się do papieru. A schłodzona masa lepiej się kroi i trzyma. Dlatego batony przechowuj w lodówce. Ja każdy batonik zawijam w kawałek papieru, dzięki czemu szybko mogę zabrać taki batonik ze sobą do pracy—po prostu otwieram lodówkę i pakuję zawijasek do torebki/kieszeni. Nie wiem, jak długo takie batony można przechowywać – ale myślę, że lepiej zrobić mniej niż więcej. Zawsze można zrobić znowu. Albo, gdy zrobiliście za dużo – podzielcie się z kimś, kogo lubicie 🙂

Na 12 batoników potrzeba:

  • 150g daktyli (świeżych)
  • 150g nerkowców
  • 1 łyżka jagód goji

Świeże dojrzałe daktyle są dużo lepsze od tych suszonych, bo są bardziej miękkie i łagodne. Gdy masz twarde suszone daktyle, możesz je na chwilę namoczyć, ale na niezbyt długo. I trzeba je porządnie odsączyć. W przeciwnym razie uzyskasz rzadką glamdzię, pyszną, ale batonów z niej nie będzie.

Potrójnie czekoladowe ciasteczka

Bardzo czekoladowe, bardzo maślane, kruche, delikatne, chrupiące na zewnątrz, miękkie w środku…

Składniki:

  • 180g miękkiego masła
  • 125g drobnego cukru trzcinowego
  • 1 jajko
  • 225 g mąki
  • 30g kakao
  • szczypta soli morskiej
  • 50g czekolady mlecznej
  • 100g ciemnej czekolady deserowej
  • ½ łyżeczki proszku do pieczenia (można pominąć)

Przygotowanie:

  1. Posiekaj czekoladę.
  2. Piekarnik rozgrzej do 190 °C.
  3. W misce utrzyj masło z cukrem na gładki krem. Dodaj jajko, bardzo dokładnie wymieszaj.
  4. Dodaj przesianą mąkę, kakao, szczyptę soli i proszek do pieczenia. Wymieszaj do połączenia składników i uzyskania miękkiego ciasta. Dodaj posiekaną czekoladę i wymieszaj raz jeszcze. (Możesz czekoladę dodać wcześniej, razem z mąką i kakao.)
  5. Dłońmi formuj kulki, spłaszcz, układaj na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując kilkucentymetrowe odstępy. Wielkość kulek zależy od Ciebie i od tego, jak duże chcesz uzyskać ciastka. U mnie wyszło 20 średniej wielkości ciasteczek.
  6. Piecz przez 12 minut, po tym czasie pozostaw do wystudzenia (przez minimum 10 minut).

Do zrobienia tych ciastek zainspirował mnie przepis z książki Kathryn Hawkins „Chocolate”. Zaprezentowany tu przepis jest jednak trochę inny od tego w książce, przede wszystkim zmniejszyłam ilość cukru.

Ciasto bananowe Nigelli – banana bread

Słodkie ciasto, które Nigella nazywa „chlebem bananowym” (ang. banana bread) – jednak moim zdaniem bliżej mu do ciasta właśnie, a nie do chleba. Wspaniałe na podwieczorek – z kawą lub herbatą. Albo ze szklanką zimnego mleka, jak ktoś lubi.

Podaję przepis lekko zmodyfikowany, gdyż moim zdaniem ciasto z przepisu oryginalnego wychodzi zbyt słodkie. Nigella poleca użyć rodzynek sułtanek, jednak uważam, że żurawina też dobrze pasuje, więc jeśli ktoś rodzynek nie lubi, może zastąpić je żurawiną.

Składniki:

  • 175g mąki krupczatki
  • 125g masła
  • 80g cukru
  • 2 duże jaja
  • 3-4 banany (ok. 300-350g bez skórki) – posiekane i zgniecione
  • 100g rodzynek lub suszonej żurawiny
  • 75ml ciemnego rumu
  • 80g posiekanych orzechów włoskich
  • 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
  • pół łyżeczki soli
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia

Przygotowanie:

  1. W rondelku, rodzynki (lub żurawinę) zalewamy rumem i podgrzewamy przez około 5 minut. Odstawiamy na chwilę.
  2. W drugim rondelku roztapiamy masło.
  3. Piekarnik nagrzewamy do 170 stopni.
  4. W jednej misce mieszamy suche składniki: mąkę, proszek do pieczenia, sól i posiekane orzechy włoskie.
  5. W drugiej misce mieszamy stopione masło i cukier. Do przestudzonej masy dodajemy jaja, banany, rodzynki (lub żurawinę) i ekstrakt waniliowy.
  6. Zawartość obu misek mieszamy.
  7. Przelewamy masę do prostokątnej formy „keksówki” wysmarowanej masłem i wysypanej mąką lub wyłożonej papierem do pieczenia (osobiście wolę tę drugą opcję). Silikonowa forma też może być, tym bardziej, że nie trzeba jej niczym smarować ani wykładać.
  8. Pieczemy w piekarniku (w temperaturze 170 °C) przez około 60-75 minut – przed wyjęciem sprawdzamy drewnianym patyczkiem. Jeśli będzie suchy, to znaczy, że ciasto jest gotowe.

PS. Wiem, że proszek do pieczenia to zło. Następnym razem spróbuję upiec bez i dam znać, co wyszło.

Warsztaty z Kucharnią

Ubiegłą sobotę spędziłam na warsztatach prowadzonych przez Annę Marię, która prowadzi blog Kucharnia. Jeśli jeszcze nie znacie tego bloga, musicie koniecznie poznać. Tyle tam na nim wspaniałych przepisów na przeróżne pyszności! A jeśli chcecie poznać Annę Marię i przygotować jadalne prezenty dla bliskich, to macie szansę w ten weekend. Z tego co wiem, to jeszcze są dwa miejsca na sobotnie warsztaty, 13 grudnia.

Warsztaty z Anną Marią to czysta przyjemność. Dla ciała, bo przygotowuje się pyszne rzeczy, które oczywiście na bieżąco się podjada, próbując, czy aby na pewno dobre 😉 No i dla ducha, bo odbywają się w cudownym miejscu i we wspaniałej atmosferze. Gdy ktoś potrzebuje inspiracji, chce odetchnąć od codzienności i tęskni za odrobiną spokoju, to zdecydowanie warsztaty z Anią w Pracowni Manualnej to dobry pomysł.

Anna Maria jest świetnym przewodnikiem po świecie smaków i pod jej okiem przygotowałyśmy dwanaście jadalnych prezentów. Każda z nas wróciła do domu z mnóstwem inspiracji. Dzielnie pakowałyśmy wszystko do słoiczków i pudełek. Ozdabiałyśmy je według własnych upodobań i mimo że robiłyśmy wszystko razem, każda miała zupełnie inny, unikalny zestaw. Dzięki temu spotkaniu mam już prezenty, wciąż zastanawiam się, co komu podarować, bo przecież po to je przygotowałam! Chociaż kusi mnie, by je sobie zostawić 😉

Warsztaty z Kucharnią polecam Wam gorąco. Wielka to przyjemność przygotowywać potrawy w towarzystwie Ani!