Kulki pełne dobrej energii
- 200g nerkowców
- 200g świeżych daktyli
- skórka otarta z jednej pomarańczy
- 3 łyżeczki kakao
Odkąd zepsuł mi się piekarnik, jakoś nie mam nastroju na gotowanie. Zresztą na pewno zauważyliście ciszę na blogu. Wybaczcie. Postaram się jednak jakoś uaktywnić, bo przecież bez piekarnika da się żyć 😉
Zatem przedstawiam koktajl: pyszny, kremowy, gęsty i pożywny. I zupełnie przypadkiem całkowicie wegański. Zdecydowanie może wystąpić na śniadaniu w roli głównej. Nie trzeba dosładzać, bo banany są słodkie. Ale jeśli ktoś chce więcej słodyczy, to można dodać kilka daktyli albo łyżkę syropu z agawy lub klonowego.
Dla 2 osób potrzebne będzie:
Wszystko zmiksować w blenderze. Przelać do szklanek. Pić ze smakiem 😉
Proszę Państwa, to coś obłędnie pysznego i zaskakująco łatwego do zrobienia. Tylko dwa składniki (lub trzy). Do tego blender, pergamin i nóż. I już. W parę chwil masz pyszne i zdrowe surowe batony wegańskie z daktyli i nerkowców.
A dokładnie, to: weź tyle samo daktyli i nerkowców, do tego odrobina jagód goji, wrzuć wszystko do blendera i zmiksuj wszystko razem. Rozdrobnione daktyle i orzechy wyciągamy z pojemnika blendera i ugniatamy jak masę na kruche ciasto – do połączenia składników. Mój blender nie daje rady zmiksować wszystkiego na gładko. I dobrze, dzięki temu mam w batonach kawałeczki orzechów, a masa nie jest jednolita. Masę „rozpłaszczamy” na desce wyłożonej pergaminem/papierem do pieczenia – na wysokość ok 0,5-1 cm. Można przygnieść i wyrównać drugą deską, też z papierem. Schłodź w lodówce przez co najmniej godzinę i dopiero wtedy pokrój. Dlaczego papier/pergamin jest ważny? Bo jedną stronę ma taką bardziej śliską, dzięki czemu masa nie przykleja się do papieru. A schłodzona masa lepiej się kroi i trzyma. Dlatego batony przechowuj w lodówce. Ja każdy batonik zawijam w kawałek papieru, dzięki czemu szybko mogę zabrać taki batonik ze sobą do pracy—po prostu otwieram lodówkę i pakuję zawijasek do torebki/kieszeni. Nie wiem, jak długo takie batony można przechowywać – ale myślę, że lepiej zrobić mniej niż więcej. Zawsze można zrobić znowu. Albo, gdy zrobiliście za dużo – podzielcie się z kimś, kogo lubicie 🙂
Na 12 batoników potrzeba:
Świeże dojrzałe daktyle są dużo lepsze od tych suszonych, bo są bardziej miękkie i łagodne. Gdy masz twarde suszone daktyle, możesz je na chwilę namoczyć, ale na niezbyt długo. I trzeba je porządnie odsączyć. W przeciwnym razie uzyskasz rzadką glamdzię, pyszną, ale batonów z niej nie będzie.
Bardzo czekoladowe, bardzo maślane, kruche, delikatne, chrupiące na zewnątrz, miękkie w środku…
Składniki:
Przygotowanie:
Do zrobienia tych ciastek zainspirował mnie przepis z książki Kathryn Hawkins „Chocolate”. Zaprezentowany tu przepis jest jednak trochę inny od tego w książce, przede wszystkim zmniejszyłam ilość cukru.
Słodkie ciasto, które Nigella nazywa „chlebem bananowym” (ang. banana bread) – jednak moim zdaniem bliżej mu do ciasta właśnie, a nie do chleba. Wspaniałe na podwieczorek – z kawą lub herbatą. Albo ze szklanką zimnego mleka, jak ktoś lubi.
Podaję przepis lekko zmodyfikowany, gdyż moim zdaniem ciasto z przepisu oryginalnego wychodzi zbyt słodkie. Nigella poleca użyć rodzynek sułtanek, jednak uważam, że żurawina też dobrze pasuje, więc jeśli ktoś rodzynek nie lubi, może zastąpić je żurawiną.
Składniki:
Przygotowanie:
PS. Wiem, że proszek do pieczenia to zło. Następnym razem spróbuję upiec bez i dam znać, co wyszło.
Ubiegłą sobotę spędziłam na warsztatach prowadzonych przez Annę Marię, która prowadzi blog Kucharnia. Jeśli jeszcze nie znacie tego bloga, musicie koniecznie poznać. Tyle tam na nim wspaniałych przepisów na przeróżne pyszności! A jeśli chcecie poznać Annę Marię i przygotować jadalne prezenty dla bliskich, to macie szansę w ten weekend. Z tego co wiem, to jeszcze są dwa miejsca na sobotnie warsztaty, 13 grudnia.
Warsztaty z Anną Marią to czysta przyjemność. Dla ciała, bo przygotowuje się pyszne rzeczy, które oczywiście na bieżąco się podjada, próbując, czy aby na pewno dobre 😉 No i dla ducha, bo odbywają się w cudownym miejscu i we wspaniałej atmosferze. Gdy ktoś potrzebuje inspiracji, chce odetchnąć od codzienności i tęskni za odrobiną spokoju, to zdecydowanie warsztaty z Anią w Pracowni Manualnej to dobry pomysł.
Anna Maria jest świetnym przewodnikiem po świecie smaków i pod jej okiem przygotowałyśmy dwanaście jadalnych prezentów. Każda z nas wróciła do domu z mnóstwem inspiracji. Dzielnie pakowałyśmy wszystko do słoiczków i pudełek. Ozdabiałyśmy je według własnych upodobań i mimo że robiłyśmy wszystko razem, każda miała zupełnie inny, unikalny zestaw. Dzięki temu spotkaniu mam już prezenty, wciąż zastanawiam się, co komu podarować, bo przecież po to je przygotowałam! Chociaż kusi mnie, by je sobie zostawić 😉
Warsztaty z Kucharnią polecam Wam gorąco. Wielka to przyjemność przygotowywać potrawy w towarzystwie Ani!